Whisky Live Paris 2022 – RUMY – Rum Explorer

Moje RUMY festiwalu.
– a raczej te, o których chciałbym kilka słów.

Długo zastanawiałem się jak i od czego zacząć. Zawsze podczas festiwali, szczególnie gdy trwają kilka dni, a ten zaczął się dla mnie dwa dni wcześniej pojawia się problem przesytu. I nie chodzi o to, że za dużo, ale że zbyt wiele. To autentycznie utrudnia sprawę, gdy chcesz wyciągnąć z tego jakąś lekcję, coś o czym będziesz chciał powiedzieć dalej. Jedynym rozwiązaniem wtedy jest wrócić do tych pozycji, co do których masz mieszane, niesprecyzowane uczucia. Szczególnie gdy słyszysz wokół, że coś jest wybitnego, a na tobie nie zrobiło większego wrażenia.

Niestety dopiero po zdjęciach uświadomiłem sobie, że nie spróbowałem wszystkiego. Zwyczajnie zapomniałem wrócić. Tak jest za każdym razem, gdy jestem pochłonięty rozmowami nie tyle z wystawcami co ludźmi z całej Europy, z którymi zwykle mam kontakt zdalny, a festiwal to jedyna okazja, aby pogadać na żywo, przybić pionę i zadbać o grunt na pozostałą część roku. To zawsze, ZAWSZE wprowadza chaos do mojej roboty, ale jest jednocześnie jednym z najmilszych elementów spędzonego czasu.

Z rumów wystawiali się: (alfabetycznie)
– Abuelo
– Appleton Estate
– Arhumatic
– Bally
– Barcelo
– Black Tot
– Brugal
– Canerock
– Chalong Bay
– Clairin
– Depaz
– Dictador
– Equiano
– Flor de Cana
– Foursquare
– Hampden
– HSE
– Isautier
– Karukera
– Kirk & Sweeney
– La Fabrique de l’Arrange
– La Hechicera
– Longueteau
– Mezan
– Mhoba
– Montebello
– Mount Gay
– Neisson
– New Grove
– Papa Rouyo
– Pere Labat
– Plantation
– Privateer
– Providence
– Renegade
– Riviere du Mat
– Rum Explorer
– Rum Nation
– Saint James
– Santa Teresa
– Santiago de Cuba
– Secha de la Silva
– Soledade
– Takamaka
– Trois Rivieres

Wymienię więc to, co wywarło na mnie największe wrażenie.
Postaram się być przy tym mocno obiektywny, mimo że od jakiegoś czasu największe wrażenie wywierają na mnie rumy o intensywnym, mineralnym i estrowym charakterze.

Znowu alfabetycznie:
ARHUMATIC
Rumowu Punch. Fajnie to wygląda i całkiem fajnie smakuje. To słodziaśne likiery, z owocami w środku. Cały zestaw owoców egzotycznych i przypraw. Fajna zabawa, jeśli ktoś lubi napitki o takim poziomie słodkości i owocowości.

CARONI PARADISE (Trynidad)
Seria dla najbardziej majętnych koneserów o profilu smakowym zdecydowanie nie dla początkujących. Myślę, że z uwagi na wartość kolekcjonerską większość butelek nigdy nie zostanie otwarta. Tak więc możliwość spróbowania rumu, którego butelka na start kosztuje 15.000 zł, a za moment może osiągnąć między 30, a 40.000 zł za sztukę była dla mnie prawdziwą okazją i szczęściem. Czy jednak to najlepsze Caroni jakie piłem? Tego pewien nie jestem. Udało mi się poznać takie, które mogłyby z nim mocno konkurować, a które wciąż są od niego przynajmniej o połowę tańsze. Niemniej jednak czuję się szczęśliwcem i jestem wdzięczny za możliwość jego spróbowania.

CHALONG BAY (Tajlandia)
Pierwszy z bardzo dobrych jakościowo azjatyckich rumów, na jakie udało mi się jakiś czas temu trafić. W końcu miałem okazję porozmawiać z ich twórczynią, a przy okazji spróbować ich nowości – wersji starzonych. Lekkie, choć pikantne, owoce egzotyczne, wanilia, karmel, nuty winne. Będzie okazja do nich wrócić podczas degustacji, którą zorganizujemy wspólnie z producentem w niedalekiej przyszłości.

CLARENDON PRECIOUS LIQUORS (Jamajka)
Przyatakowany znienacka i z samego rana przez kolegę. Podpuszczony miałem nikłą szansę na obronę. Ewidentnie wiedział gdzie mnie szukać! Do kieliszka zawitał jamajski, 26-letni płyn o 57,1% zawartości alkoholu. Duża intensywność, trochę estrów, dębiny, dojrzałych owoców egzotycznych, na finiszu orzechy w miodzie. Jeszcze dobrze dzień się nie zaczął a już kubeczki miałem przyblokowane na 2 godziny. Miał ze sobą jeszcze kilka fajnych rzeczy, ale umówiliśmy się na spokojnie w Polsce. Zaplanowaliśmy osobny wieczór ze starociami 🙂

HAMPDEN (Jamajka)
Miałem 3 główne cele podążając do stoiska – spotkanie z Christelle, spróbowanie nowego Great House oraz spróbowanie serii dwunastek. Udało się zrealizować wszystko, choć okazało się, że 12-stki były na innym stoisku. Zacznę od spotkania z Christelle oraz wujkiem Andrew. Jestem zachwycony. Idzie fajne – szczegóły wkrótce. Nowy GH trzyma poziom! Nie mam pewności, czy odbiega mocno od poprzednich trzech, bo oczywiście różnica na odległość jest ledwo wyczuwalna. Trzeba będzie je zestawić razem 🙂 Seria 12-stek robi robotę. Intensywne, dużo lakieru, owoców, dębu, no i ten 12-letni DOK!!! Ufff!!! Obawiałem się niepijalnego płynu, tymczasem w moim odczuciu beczka ładnie go ułożyła nadając swoje tony.

FOURSQUARE HIGH ESTER (Barbados)
Był pierwszym, za który chwyciłem na tym stoisku. Mimo, że na tej samej ladzie lały się Caroni Paradise. No i czuję niedosyt. Myślę, że głównie przez to, że była to już druga połowa dnia i miałem za sobą sporo dość mocnych rumów. To ten, do którego wrócę ponownie, aby dać mu szansę na obronę i przekonanie mnie. Chcę zrozumieć, jak widzi swoje estry Richard. W końcu jest ojcem wielu wybitnych rumów.

ISAUTIER (Reunion)
Marka dotychczas zauważona, ale niestety przeze mnie zaniedbana. W tym sensie, że nie poświęciłem jej na tyle wystarczająco czasu, aby dowiedzieć się czegoś więcej. Żałuję, i jak najszybciej odrobię te lekcję. Zaczęło się niewinnie, choć bardzo interesująco – od projektu nazwanego Agent Double (1 i 2). Chodzi o pokazanie różnic wynikających z poziomu wykorzystanego surowca. I tak AG1 zawiera 65% rumu z soku oraz 35% rumu z melasy, natomiast AG2 odwrotnie, 65% melasy do 35% soku. Żeby to poczuć, musisz próbować je razem. Fajne doświadczenie. To co natomiast czekało mnie potem znów było trudne do opanowania emocjonalnie. To seria poświęcona kluczowym postaciom, które przyczyniły się do powstania i rozwoju destylarni. Zawiera 3 rumy o bardzo bogatym, złożonym ale i ułożonym profilu. Pierwszy bez oznaczenia wieku, drugi to 12-sto, a trzeci 14-sto latek. Gęste i oleiste, orzechy, czekolada, bardzo dojrzałe owoce egzotyczne i dąb. Więcej o nich w osobnym artykule, gdy dotrą szczęśliwie do mnie. Plan jest aby zrobić na tej marce kolejną degustację.

MHOBA (RPA)
Jestem ich bezwarunkowym miłośnikiem. Od początku. Robią genialną robotę. Znam i zależnie od okoliczności lubię ich cały line-up. Tym razem do kieliszków trafiła nowość związana z projektem Antypodów, ale i coś spod lady, co totalnie mnie rozjechało. Ale to tak porządnie i to walcem! Powiedziano mi, że mam szczęście być jednym z niewielu, kto akurat próbuje to w Europie. Zapowiedziałem, że wezmę wszystko! Niestety było tylko pół litra 🙁 Jak dopadnę więcej szczegółów, będzie wrzało w kieliszkach!

NEISSON (Martynika)
Znowu urzekły mnie ich wersje niestarzone, ale też niestety nie miałem okazji spróbować ich Armady, które podobno są rewelacyjne, a niestety drogie. Może kiedyś przy inne okazji. Póki co dla mnie pierwsze skrzypce grają owocaśne i świeże wersje zarówno na czysto jak i w daiquiri. Można powiedzieć, że dzięki gościnności paru osób macerowałem się nimi (oraz Montebello i Saint James) każdego wieczoru.

PAPA ROUYO (Gwadelupa)
Ostre, pieprzne, wyraziste, owocowe, dębowe, słodko-słone i warzywne nuty. W zależności jak wejdzie. Ciekawe doświadczenie z rumem, który z każdym łykiem pokazuje inny profil. Zmienia się, dostosowuje, nie pozwala się nudzić. Nowa marka z wielką szansą na rozbłysk.

PERE LABAT (Marie Galante)
Pierwszy raz ich spróbowałem w kwietniu na Rhum Fest Paris. Bardzo ciekawy i nieoczywisty projekt. Coś w stylu, że spodziewasz się owoców, a dostajesz warzywa. To oczywiście przenośnia, ale nie do końca pozbawiona sensu. Ich rum uzyskał jedną z najwyższych not podczas „degustacji francuskiej”, jaką robiliśmy niedawno. Linia zdecydowanie warta uwagi i spróbowania. Tym razem nowością dla mnie był Silver Opus. Rum o podwójnym dojrzewaniu – 8 lat w beczkach po bourbonie, a następnie 3 lata po białym burgundzie Grand Cru. Niech cię nie zwiedzie jego moc obniżona do 43%, tam się naprawdę dużo dzieje! Wyobraź sobie połączenie charakteru warzywnego z wanilią, karmelem i dębiną oraz z profilem wina i białych rodzynek. Nie ma co, bardzo im się to udało. Kolejny producent na liście do zorganizowania degustacji.

PROVIDENCE (Haiti)
Czyścioch w wersji z soku oraz w wersji z syropu. Albo nie miałem dnia, albo nie zrobił na mnie wrażenia.
Papalin. Jego dwie poprzednie wersje były dobre, ale szczególnie mnie w butów nie wywaliły, no może poza tym o pełnej mocy 57,18% (ten czerwony), który zrobił świetną robotę. Ale ten uderzył pięknie w moje nuty utwierdzając mnie tym samym, że bardzo leży mi Haiti. Oj bardzo! Owocowy, charakterny, mieszanka niezwykle skomplikowana (jeśli dobrze zrozumiałem): mieszanka 32 beczek z 5 różnych destylarni – Sajous, Casimir, Vaval, Le Rocher i Providence oraz beczek ex-caroni, bourbon, whisky i cognac. Oczywiście wszystko w bardzo różnych proporcjach. Jest charakter, jest owocowość, jest słodkość i wytrawność zarazem. Fajna rzecz im wyszła! Osobiście dla mnie lepsza niż poprzednicy. Ciekawi mnie, czy kiedyś Clairin wprowadzi na rynek serię poszczególnych destylatów składających się na taki blend. Dodatkowo na stoisku zaskakująco łagodny Providence 3yo z beczek po Caroni. Daleko w tle są co prawda wyczuwalne delikatne estry, nafty i inne dębiny, ale może powinienem na stoisku zacząć od niego zamiast od Papalina. Na pewno do niego wrócę. Zobaczymy kiedy i przy której okazji. Może wtedy będę w stanie napisać trochę więcej na jego temat.

PRIVATEER
Kolejny po Isautier zaniedbany przeze mnie na wcześniejszych festiwalach. I kolejna raz się myliłem. Nie zapewnił mi on aż takiego wyrzutu pozytywnych emocji, jak niektóre estrowe, ale zdecydowanie wart jest uwagi. Tutaj miałem okazję spróbować serii Letter of Mark: Navy Yard, European Exclusive, Intrepid. Wszystkie smaczne, każdy inny. Rozmowa z producentem była czymś w rodzaju jego buntu odnośnie opinii, że USA nie umie w rum. Jego przekonanie i nastawienie na walkę o to było naprawdę przekonujące. Dało się odczuć, że Jego wiara w to jest absolutnie niepodważalna. No i miał rację. Jego bardzo smaczne, intensywne, ostre i głębokie rumy nie mają nic wspólnego z ciasteczkowym stylem, z jakim często kojarzymy tamten region.

RENEGADE (Grenada)
Nie starczyło mi na niego czasu w Berlinie tego roku, a to znowu źle. Ale jak wspomniałem z powodu różnych sytuacji podczas festiwali bywa, że nie starcza czasu na wszystko. Bardzo ciekawy projekt oparty na różnicach w rumie zależnie od parceli jednej posiadłości. Spotkałem się już z podobnymi projektami i kolejny raz uważam, że najlepszym sposobem na ich porównanie jest spróbować ich razem. Ciekawe, złożone, świeże, owocowe i naprawdę smaczne. Producent przedstawiając swój rum ukazuje super transparentność na każdym etapie procesu. Dobra rzecz. Kolejna, której doświadczycie niedługo, jeśli zapiszecie się na degustację.

RUM NATION (różne)
To marka niezależnego bottlera, którego podstawą działań jest dobieranie do swojego portfela rumów z całego świata, i które w większej części zaspokajają potrzeby konsumentów na rumy o słodszym profilu. Tym razem skupiłem uwagę na ich trzech nowych produktach z serii Rare Rums – Versailles, Port Mourant i Savanna nie zawierających żadnych dodatków. Trudno mi powiedzieć, który z nich wywarł na mnie największe wrażenie, ale są na tyle różne, że warto spróbować wszystkie, jeśli nadarzy się taka okazja. Zaryzykuję stwierdzenie, że są to typowi przedstawiciele rumów z tych destylarni

VELIER
SKELDON 73, 78 i UF30E
Tego się nie spodziewałem. Serio. Wiadomo, że im dłużej w branży, tym większy apetyt. Ale są czasami takie sytuacje, że masz świadomość ich absolutnej nieosiągalności i zwyczajnie dajesz sobie spokój. Miałem nadzieję, że może kiedyś, że w jakiejś zupełnie nieoczekiwanej sytuacji uda się choć kroplę, choćby powąchać nawet. W takiej sytuacji każde 5ml przyprawia o palpitację serca, totalną trzęsiawkę rąk i miękkie kolana. Moment, w którym absolutnie nie wiesz jak się zachować i co ze sobą zrobić. Smak i zapach w tej sytuacji (mimo, że obłędne) ustępują wagi samego faktu spotkania z historią, duchem, z czymś czego prawdopodobnie nigdy więcej nie spotkasz i nie doświadczysz. W takiej sytuacji niezwykle trudno zachować spokój… Polecam to uczucie! Naprawdę!

TAKAMAKA (Seszele)
Znałem markę już wcześniej. Większość z ich podstawowego range trochę mija się z moim gustem. Tym razem miałem okazję spróbować ich eksperymentalnego projektu (spod lady), którego zdjęć poproszono mnie, aby nie robić. No i to zaczęło wchodzić o wiele bardziej w moje nuty. Czy to aby nie kolejny producent, który odrabia lekcję obserwując trendy rynkowe? Nie chciałbym tak tego nazywać, ale trochę tak to z boku wygląda. Tak czy siak, życzę im powodzenia i mam nadzieję doświadczyć tego ponownie w niedługim czasie.

ALLPOSSIBLE DAIQUIRIS
Bardzo smaczne, ale wydaje się być trochę drogie. Szczególnie jeśli przeliczyć to na zrobienie sobie samemu w domu. No bo zakładam, że o to właśnie chodzi, żeby ułatwić konsumentowi temat. Trudno mi wyobrazić sobie, aby pojawiły się one w barach, właśnie głównie z uwagi na koszt. Dla mnie, mimo że smaczne to za słabe zarówno w alkohol, jak i intensywność i wysokoestrowego pazura, które lubię w daiquiri. Ale za to daje mi to pewną śmiałość w to, aby nie ograniczać się tylko do limonki podczas moich degustacji z udziałem daiquiri. Skoro sam producent to robi, to dlaczego ja miałbym nie użyć płynu do złudzenia przypominającego właśnie sok z limonki.

Z dodatkowych rzeczy bardzo ciekawy ekspozytor Santa Teresa, dzięki któremu możesz spróbować poszczególnych składników wykorzystywanych w systemie solera, ale też i zblendować wg własnego uznania. Brawo za pomysł!!!

No i last but not least…
BLACK TOT LAST CONSIGEMENTS
Niezmiennie lubię. Nie jest tanio, ale odbiega on tak mocno od podstawowego blendu producenta, że uważam za konieczne choć raz go spróbować. To oczywiście nie gwarantuje, że ci posmakuje, ale sam fakt dla złapania porównania jest bardzo ciekawym doświadczeniem.

Moje RUMY z wyjazdu, ale spoza festiwalu:
– Mhoba 1802 Bar Selection
– Long Pond STCE 2005 LMDW
– Hampden DOK dla 1802 Bar
Trzy kompletnie inne wywracające psychikę na lewą stronę. I to jednego wieczoru! Mam wrażenie, że w życiu czegoś takiego nie piłem. Im głębiej w to wchodzę, tym szerzej otwierają mi się oczy ze zdziwienia…

Jak wspomniałem wcześniej po przejrzeniu zdjęć widzę, że są rumy, do których zapomniałem wrócić. To z kolei oznacza, że tym bardziej będę musiał wrócić na festiwal. Czy ten, czy którykolwiek inny. Jest wciąż tyle do zrobienia…!

Daj znać w komentarzu, wiadomości prywatnej…

Dziękuję, że dotarłeś do końca…
Pozdrawiam Cię!

Krzysiek

1 komentarz (e)

  1. Pingback: Whisky Live Paris 2022 - FESTIWAL - Rum Explorer - Rum Explorer

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*
*