Rhum Fest Paris 2023 – recenzja

Gdybym miał wymienić dwa najbardziej rozbudowane festiwale rumu, w których kiedykolwiek brałem udział, byłyby to paryskie Rhum Fest oraz Whisky Live. Oba różnią się od siebie i oba przyciągają trochę innych gości z różnymi oczekiwaniami. I mimo, że każdy z nich największy, a odwiedzający częściowo podzieleni, to i tak oba zapchane po brzegi.

Życzę wszystkim organizatorom podobnych festiwali tak wielkiego zainteresowania wśród odwiedzających oraz wystawców. Myślę, że to przyjdzie samo z czasem.

Trudno zacząć, gdy chciałoby się od wszystkiego na raz. Jak takie dziecko, które wróciło szczęśliwe z pierwszego dnia w przedszkolu lub szkole i trudno mu wybrać, od której fascynującej przygody zacząć. Tak! Właśnie tak się czuję. Byłoby łatwiej, gdybyś tam po prostu pojechał sam. Może nie w sobotę, bo nie włożysz tam palca, ale na dwa dni, albo chociaż na niedzielę, tylko, że wtedy spróbujesz może 1/3 z prawie 900 dostępnych rumów.

Pomyślałem więc aby ułożyć recenzję wg poniższego schematu:
– 1 – Festiwal – organizacja/tipy
– 2 – Wystawcy – projekty/trendy
– 3 – Rumy – nowe/najciekawsze

ORGANIZACJA FESTIWALU

Dzień 1 – sobota.

Chwila przed otwarciem o 12:00, kolejka na szybko licząc – 1000, lub więcej osób. Nie wiem ile wcześniej trzeba było przyjść, by stanąć przy drzwiach. W ubiegłym roku na WLP byłem jakieś 3-4 godziny wcześniej. Co ostatecznie okazało się bez sensu, bo niektórzy przyszli 1h po otwarciu, i stali pół godziny. Jeśli więc nie biegniesz za niczym, to chyba niespecjalnie jest sens tak sterczeć. No, ale kto co lubi. W kolejce jak na palarni, też można dowiedzieć się wielu nowych rzeczy.

Pierwszy tip, gdy już jesteś w środku – idziesz jeść. Jeśli nie masz nic ze sobą, a ci pachnie, idziesz jeść! To jedyny moment dnia, gdy będziesz czekać 5 minut. Pół godziny później cała ta 2-godzinna kolejka sprzed wejścia staje się głodna. Jej też pachnie. Dodatkowo niektórzy są już po pierwszych dramach. Więc od tego momentu do końca dnia czekasz 30 minut w kolejce, potem kolejne 30 na jedzonko, i kolejne powiedzmy 30 minut jesz. Papierosek, ploteczki, toaleta i tak z 6-godzinnego dnia festiwalu znikają Ci 2 godziny. I nijak ich nie nadgonisz, bo przy kluczowych stoiskach, których jest większość kolejka od otwarcia do zamknięcia jest w przybliżeniu ciągle tak samo długa.

Jak wspomniałem – w sobotę palca nie wciśniesz. Rok temu było podobnie. W niektóre alejki nie było sensu się wpychać. Ścisk jak w japońskim metro w godzinach szczytu, gdy obsługa w białych rękawiczkach dociska pasażerów, żeby więcej weszło. Trochę koloryzuję, ale tak mniej więcej było. I to nie tak, że niektóre stoiska. Wszystkie!

Tak więc sobota jest bez sensu, chyba że zaczniesz wcześniej, albo jesteś poumawiany, albo odczekasz swoje w kolejce i to tylko, jeśli się rozepchniesz łokciami. Tym tempem – pół godziny na stoisko – daje ci szansę odwiedzenia może 20 stoisk na 45! A do niektórych czekać musisz dłużej. Nie wypracujesz patentu, zginiesz marnie. I do tego trzeźwy… 😀

Drugi tip – zapisz dokładnie czego nie zdążyłeś ogarnąć w sobotę, a co bardzo chciałbyś i zacznij od tego niedzielę. To jedyny moment na to, aby choć trochę pogadać i dowiedzieć się ciut więcej. Mimo, że część wystawców może wydawać się „wczorajsza” z uwagi na piątkowe beforeparty i sobotnie afterparty, to wiedz, że w poniedziałek będą oni jeszcze bardziej „przedwczorajsi” z uwagi na kolejne efterparty z rzędu. Nie ma co się dziwić – im też należy się coś od życia.

Dzień 2 – niedziela.

Trzeci tip – tej niedzieli co roku jest maraton, którego trasa biegnie idealnie przed głównym wejściem do Park Floral de Paris – miejsca festiwalu. Bierzesz więc Ubera, czy co tam innego na minimum godzinę szybciej niż pierwotnie planowałeś.

Przez sobotni tłok zacząłem więc dzień od tematów niedokończonych. I dlatego zjadłem dopiero po festiwalu, około 20:00. Nie polecam! Tym uczuciem tip nr 1 zyskał na mocy tak bardzo, że nigdy więcej go nie ominę. Ze strachu!

Odwiedzających mniej, choć niewiele. Szczyt był jakoś w porze obiadowej. Co potrzebowałem załatwić i na spokojnie porozmawiać, to do tego momentu. Potem już tylko dopinanie i wracanie do stoisk wcześniej ominiętych z uwagi priorytety, po które tam pojechałem.

Atmosfera podczas tego festiwalu jak zawsze nie zawiodła. Choć momentami wydawało się trochę nerwowo, chyba głównie z uwagi na zatłoczenie, to ostatecznie wszyscy przybijali piąteczki!

Zmiana na korzyść vs ubiegły rok:
– więcej miejsc siedzących
– więcej (do tego w środku) stołów gastronomicznych

Czego zabrakło:
– muzyki, takiej karaibskiej, uwielbiam gdy jest

Dla ciekawych wiedzy były organizowane masterclassy. Ja osobiście nie miałem szansy wygospodarować na to ani minuty. Ten element odrzuciłem zaraz po tym, jak zacząłem się mierzyć z tłumem.

Podsumowując, dwa dni mocno wytężonej pracy. Kolejna wizyta w Paryżu, podczas której nie zrobiłem ani jednego turystycznego kroku. Trochę się tego spodziewałem i dlatego nie zaplanowałem.

WYSTAWCY I ROZMIESZCZENIE STOISK

Tym razem przygotowałem się do tego lepiej niż rok temu. Wtedy ganiałem jak wolny elektron, gdy tylko usłyszałem, że coś gdzieś jest warte spróbowania. Kompletny chaos dodatkowo wzmocniony zaczepkami do spróbowania czegoś z plecaka lub spod lady. Zdecydowałem się więc podzielić halę na 3 dni pobytu, ale nie ustrzegłem się przed plecakami, których się nie odmawia, a których zawartość niszczy Ci uczciwą degustację na mniej więcej kolejną godzinę.

Rozmieszczenie stoisk znowu było nieregularne, choć podobne jak rok temu. Było więc już trochę łatwiej. Nie znalazłem żadnego planu, ale może to i lepiej, bo dzięki temu szedłem stoisko po stoisku, a tak znowu bym latał. Wg informacji od organizatora w festiwalu wzięło udział 150 marek z 45 krajów. Rumów w zakresie tych marek i krajów doliczyłem się mniej więcej około 900 różnych opcji. Może plus 10, 20 z plecaków i spod lad. Czy to go czyni największym? Prawie na pewno TAK.

Rumy podczas festiwalu nalewane są całkowicie za darmo. I uwierz mi, to, że jeden leje Ci 5ml, a inny 20ml, przy takiej różnorodności kompletnie nie ma znaczenia. Sam fakt, że nikt ci za nic nie liczy daje przepiękne poczucie swobody, które ja osobiście bardzo lubię.

Najciekawsze z mojego punktu widzenia stoiska.
Produktowo:
– La Favourite
– Swell de Spirits
– HSE
– Savanna
– Valinch & Mallet
– Rom Deluxe
– El Dorado
– Compagnie des Indes
– Pere Labat
– Rum Runner
– Riviere du Mat
– Saint James
– Renegade
– Mhoba
– Papa Rouyo
– Famille Ricci
Zawsze mam z tym kłopot, bo wszystkich wybrać się nie da, a na niektórych stoiskach najwybitniejsze były pojedyncze butelki.

Marketingowo:
— Ti Arrangés de Ced, chyba najbardziej egzotyczne stoisko z mnóstwem owoców zarówno w butelkach jak i na stole. Jak na targowisku w karaibskim kurorcie.
— Don Papa znowu pokazała, że umie w marketing, dyskoteka w namiocie, mimo, że mała, zrobiła świetną robotę. Efekt przejścia do innego świata był pozytywnie zaskakujący. Czapka z głowy dla pomysłodawcy.
— Moja ulubiona zieleń na stoisku Flor de Cana.
Oczywiście było jeszcze kilka ciekawych stoisk, które wyróżniały się wielkim wyborem znakomitych rumów, natomiast poza plakatami na plecach stoiska butle po prostu stały na stołach. I tu trzeba było uważać, bo można było niechcący przegapić genialny rum. Tak więc, niech Cię nie zwiedzie przepych, bo czasami w skromności drzemie największa moc.

RUMY

I tu się zaczyna prawdziwa jazda. Natomiast, z uwagi na długi wstęp przejdę prosto do mięsa.

Moje najciekawsze, najbardziej zaskakujące marki/rumy
– St James les Ephemeres „6” 54,4%
– Squadron 303 45%
– English Harbour Sherry / Port Cask 46%
– Camikara 12yo 50%
– Coloma Cask Strength 61%
– Sampan Cognac Cask 2018 47,1%
– Bayou Single Barrel 44,5%
– Riviere du Mat SC 2004 i 2004 46%
– Renegade Pearls 55%
– Savanna Creol Straight 68,7%
– Rum Runner (wszystkie), wśród nich:
— Dominikana 60,7%
— DDL Enmore 53,2%


– Clement Single Batch (obie)
– Depaz SC 2011 i Les Millesimes 2011 45%
– Famille Ricci Divergance:
— 75% Grogue + 25% Hampden H
— 70% Port Mourant + 30% Hampden H
— 60% Port Mourant + 40% Grogue
– J.Bally Brut de Fut 2004
– V&M Port Mourant 25yo 50,3%
– V&M Beenleigh 16yo 57,6%
– V&M Venezuela CADCA 18yo 56,3%
– Swell de Spirits (wszystkie)
– Hampden LROK 2019 #99 61,7%
– Ferroni (wszystkie)
– Izalco (wszystkie)
– A1710 Soleil de Minuit 46,4%

Oczywiście lista byłaby wiele dłuższa, gdybym zaczął wymieniać rumy powtórzone, które miałem okazję już wcześniej próbować. Gdybym mógł, wszystkie bym je kupił. Jakość, złożoność i zróżnicowanie jest tak duże, że z sukcesem wypełniłyby niejeden barek najbardziej wymagającego degustatora. O każdym z tych rumów opowiem przy okazji kolejnych publikacji, a większość z nich będziecie mogli spróbować na moich degustacjach.

Na koniec trochę moich obserwacji.

Obserwacja Nr 1
Ameryka Centralna, choć nie tylko. Ogólnie kraje hiszpańskojęzyczne zaczynają wchodzić w nowe tony i pokazywać zaostrzone rumowe pazurki. Czy dla bardziej wymagających entuzjastów rumu to ma szansę odczarować te destynacje i na nowo zwrócić ich uwagę? Prawie na pewno TAK! Czy to odpowiedź na drożejące rumy „rządzących” botlerów i epickich kolekcji? Trudno powiedzieć, ale ponowne po latach zwrócenie oczu na tamte destynacje zaczyna być coraz bardziej uzasadnione.

Obserwacja Nr 2
Wysyp niezależnych botlerów i nowych projektów trwa. Doskonale zaobserwowali i wykorzystali trendy rynkowe, na które odpowiedzieli tak szybko, jak natura im na to pozwoliła. Będzie więcej, bo to niezły kawałek bardzo smacznego tortu. Więcej o tym „nurcie” w osobnej publikacji.

Obserwacja Nr 3
Ograniczona podaż, niedostępność, budowanie napięcia, wyjątkowe roczniki, rumy z pojedynczych beczek oraz w ich mocy. Czy to wyczerpuje receptę na sukces? Drogi rum, który wszyscy kupią? Czy to rum dla każdego? Wiele pytań i rzadko jednoznaczna odpowiedź. Na pewno to jeden z dobrych tropów, na który warto zwrócić uwagę. To między innymi do nich były największe kolejki.

Obserwacja Nr 4
Kombinowanie z parcelami, różnymi odmianami surowca i mieszaniem ich ze sobą, roczników (bardziej deszczowych czy słonecznych), rodzaju gleby oraz wiele innych zabiegów na etapie rolnym w świecie win, czy koniaków znane jest od bardzo dawna. I o ile w rumach z melasy ten etap kompletnie nie ma znaczenia, o tyle ze świeżego soku okazuje się, że jak najbardziej. Może nie na tyle, żeby podporządkowywać temu całe życie degustacyjne, ale to niezwykle ciekawa podróż, którą na pewno warto poznać i zgłębić.

Obserwacja Nr 5
Żeby nie było za łatwo – kontra do dwóch numerów wyżej. Dobry rum nie musi być stary. Ba! Nawet nie musi być starzony. Nie musi pochodzić z jednej destylarni, z jednorodnej trzciny i konkretnej parceli. Może pochodzić nawet z innych, kompletnie nie powiązanych ze sobą krajów czy destylacji. Jaka jest więc przyszłość blendów? ŚWIETLANA. Genialnie i uczciwie skomponowane świetnie uzupełnią nam kategorię. Zobaczycie!

Obserwacja Nr 6
Marki (znaki) już nie tylko jamajskie. Myślę, że funkcjonuje to od dawna, ale ja pierwszy raz spotkałem się z tym nieco ponad rok temu. Nie zbadałem tego myśląc, że to odosobniony przypadek, ale teraz pojawiło się tego już tak dużo, że myślę, że warto zwrócić na to uwagę. Kolejny temat na przyszłość do rozmów z brokerami, którzy to – jeśli dobrze zrozumiałem – okazali się być inicjatorami nowych oznaczeń ułatwiających ich identyfikację i funkcjonowanie.

To byłoby mniej więcej na tyle. Dość powierzchownie, ale gdybym zaczepił o wszystko, co bym chciał, wyszłaby z tego książka.

Zawsze po tym festiwalu mam wrażenie, że wiem połowę tego, co wiedziałem wcześniej. To niezwykle fascynujące, jak wiele jest jeszcze do odkrycia. Spróbuję temu sprostać…

Pozdrowienia, Krzysiek Piaseczny – Rum Explorer

 

1 komentarz (e)

  1. Robi wrażenie. Niezła inspiracja do dalszych eksploracji 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*
*